Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 grudnia 2024 02:34
Przeczytaj!
Reklamahttps://www.youtube.com/watch?v=xGscu9OjhVk

Adam W. Kulik o pograniczu

W ramach obchodów 98. Rocznicy Odzyskania Niepodległości w „Morandówce” odbył się blok wydarzeń artystyczno-literacko-muzycznych. Podczas „Popołudnia z Autorem” – Adam W. Kulik zaprezentował swoją najnowszą książkę i film: "Nostalgia Wschodnia. Z biegiem Bugu" (11.11.).

Autor: Stanisław Koper

Bohaterem spotkania nowego cyklu pt.: „Popołudnie z Autorem” był Adam W. Kulik, poeta, literat i twórca filmów dokumentalnych. Jak uzupełnił pan Adam, współautorem książki „Z biegiem Bugu” był Marek A. Terlecki.

-Pojechaliśmy z Markiem Terleckim, zamojskim artystą malarzem, z Zamościa trasa możliwie najbliżej Bugu, aż do enklawy tatarskiej w Kruszynianach, na północny-wschód od Białegostoku. „Z biegiem Bugu” w pierwszej wersji, to miał być zwykły reportaż literacki. I taki został opublikowany w roku 1989 w tygodniku „Nowe relacje” F. Piątkowskiego. Co roku na to pogranicze wracałem robiąc filmy dokumentalne i reportaże z pogranicza. Moja wiedza rosła i stąd pomysł na tę książkę, która jest mocno rozbudowana w stosunku do tego pierwotnego reportażu - mówił Adam W. Kulik.

Jak dodawał autor „Z biegiem Bugu” - w 2007 r. zrobił cykl filmów dla TV Polonia o tym samym tytule. Podczas spotkania pokazał trzeci odcinek, którego trasa pokrywa się tylko częściowo z trasa opisaną w książce, bowiem w telewizji rozpoczął od źródeł Bugu w Werchobużu i zakończył w Drohiczynie - w połowie trasy, którą przejechał z Markiem Terleckim. Sylwetkę Autora przedstawiła Anna Rychter, historyk, bibliotekarka i pisarka, która poprowadziła także spotkanie

-Czym dla pana jest Zamojszczyzna, Lubelszczyzna, że poświęcił pan większość swojej twórczości naszym terenom?

Adam W. Kulik: -Jest to trochę niespodzianka dla mnie samego. Ja urodziłem się na pograniczu i to pogranicze w sposób naturalny powinno we mnie siedzieć. Ale ja wychowałem się za socjalistycznej przeszłości, gdzie szkoły były internacjonalistyczne, kiedy nie mówiło się o regionach. Obok mojego rodzinnego Wożuczyna stały cerkwie w Grodysławicach, jeszcze wcześniej w Werechaniach, ale o prawosławnych czy grekokatolikach nic nie wiedziałem. W rodzinie się o tym nie mówiło. Byliśmy w Polsce Ludowej jakby odcięci od całej historii II i I Rzeczpospolitej. Takie pierwsze przebudzenie to był rajd kiedy pojechaliśmy z Markiem Terleckim, Jerzym Tyburskim i Henrykiem Szkutnikiem szlakiem unickich cerkwi w 1987 r. I wtedy to pogranicze zaczęło się otwierać nie tylko przede mną, ale i moimi kolegami artystami. Najbardziej odbiło się to w mojej działalności reporterskiej, dokumentalnej. Zacząłem podliczać filmy, które zrobiłem o Ziemi Zamojskiej i w 2007 r. okazało się, że tych filmów było ok. 45. Dzisiaj może ich być około setki. Robiłem to, co mnie interesowało, ale tak jakbym ciągle tkwił w tej ziemi mimowolnie, nieświadomie.

-A drugie moje przebudzenie, kiedy uświadomiłem sobie, że jestem człowiekiem pogranicza to był rok 1991, kiedy zabrano mi kamerę w telewizji i nie pozwolono dokończyć cyklu o pograniczu. Nie zabrano mi złośliwie, ja notorycznie spóźniałem się ze zdjęć. Szefowa produkcji zabrała mi na miesiąc kamerę. Dostałem stypendium i pojechałem do Paryża i choć tam wszystko stało przede mną otworem, to pogranicze zaczęło w dziwny sposób wracać do mnie. Zacząłem tęsknić do cerkwi, do takich miejsc „gdzie ptaki zawracają”, a „diabeł mówi dobranoc”. Gdzie nic się nie dzieje a ludzie żyją tak, jak w l. 40-tych, 50-tych. Czas taki cofnięty. To wszystko na naszym pograniczu. Pomyślałem, że może jestem Europejczykiem, ten Paryż mi to uświadomił, ale przede wszystkim, że jestem stąd.

-Po przeczytaniu książki odnoszę wrażenie, iż jest to dokument, ale wszystko jest napisane na kanwie faktów historycznych. Z wielkim znawstwem opisuje pan zdarzenia z przeszłości, które miały kluczowe znaczenie dla tych ziem, a jednocześnie nie jest to suche kronikarskie odtwarzanie i nie jest to zwykły przewodnik po „unijnym” szlaku rowerowym. Wszystko okraszone jest komentarzem.

Adam W. Kulik: -Bardzo subiektywnie traktuję historię. To tkwi we mnie, w mojej naturze. Zauważyła to już redaktor naczelna Wydawnictwa Arkady, bo ja tam opublikowałem książkę „Miasta polskie. Najpiękniejsze zespoły zabytkowe”. I ona mówi: Ależ pan subiektywnie to pisze. Odpowiedziałem, ale piszę to w oparciu o fakty. Mam prawo tak interpretować historię. Arkady to poważne wydawnictwo i gdybym cokolwiek tam zafałszował w moim zacietrzewieniu w patrzeniu na historię, to oni by tego nie puścili. Studenci architektury polecają ją sobie i w oparciu o nią zdają egzaminy, a napisana jest kompetentnie i fajnie się ją czyta. I to jest dla autora największy komplement, bo nie jestem architektem, a wiedzę mam tylko z książek. Założenie było takie, żeby to napisać na luzie, z pozycji dziennikarza interesującego się tematem, a zawodowcy piszą to oschle, tak jak podręczniki.

Anna Rychter – Wiedza w najnowszej książce nie jest tylko podręcznikowa. Pan musiał ją zgłębić.

Adam W. Kulik: -Musiałem odrobić lekcje.

Anna Rychter – To co jest dodatkowym walorem pisanej przez pana literatury to ten właśnie odautorski komentarz. Warto tak pisać, nie ma cenzury, ale niektóre wydawnictwa tego nie akceptują.

Adam W. Kulik: -Ależ jest cenzura. W 2010 r. chciałem opublikować książkę „Śladami unitów” z podróży wokół województwa zamojskiego. Złożyłem to w filii francuskiego znanego wydawnictwa i oni mi zakreślili 39 czy 49 fragmentów, które ja powinienem usunąć albo przepracować. Mogłem pisać o Ukraińcach, natomiast nic nie mogłem pisać o „czerwonych”, o komunie i nic nie mogłem pisać o Żydach. Mimo tego, że o pograniczu nie piszę z zacietrzewieniem tylko przedstawiam fakty. Jeżeli my w swoim mieście, w swoim domu, w swoim kraju nie możemy o tym mówić – to coś jest nie w porządku. Jeśli piszę coś złego, to niech ktoś inny mnie skrytykuje. Na tym to polega – na wymianie myśli. Jeśli przedstawiam tych biednych Żydów z Józefowa i komentarz jest taki: czy to oni wymyślają w Stanach te antypolskie kubki z uchem wewnątrz, chusteczki z palcem do dłubania w nosie. Ktoś to tam wymyśla, to są fakty. Ja się zastanawiam czy to ci biedni, którzy się uratowali z czasów wojny. Jeśli w wydawnictwie mi mówią, że ja nie mogę takiej prostej rzeczy napisać, to coś jest nie tak. W rezultacie do tej pory tej książki nie wydałem mimo, że mi się skarżyli, że mają mało polskiego reportażu. To teraz wiadomo dlaczego mają mało.

-Chcę jeszcze powiedzieć o tej różnej mentalności, którą oddziela rzeka Bug. Wchodziłem w sprawy polsko-ukraińskie pracując w telewizji jako młody człowiek naładowany chęcią łagodzenia, ocieplania stosunków. Oczywiście wiedziałem wtedy o Wołyniu, wiedziałem że tam zarżnięto 60 czy 120 tys. ludzi i myślałem – przejdźmy nad tym do porządku dziennego, budujmy nową przyszłość. Ale w tych bliskich kontaktach z Ukraińcami okazuje się, że oni przyjeżdżają tu i czują się Europejczykami, ale w ogólnie nie zmieniają swojej sowieckiej, bolszewickiej mentalności. Ja ich nie obrażam tutaj, oni tacy są. Jeżeli ja jadę z człowiekiem, który uważa się za Europejczyka i dużo czasu spędza w Polsce – po Zachodniej Ukrainie i zajeżdżamy do Międzyborza, gdzie były przepiękne grobowce Sieniawskich, a teraz kaplica z barokowym ołtarzem jest szaletem miejskim, to nawet jemu jest głupio, ale przecież gdyby to odrestaurowali to by pół miasta żyło z turystyki. A za chwilę wyłazi z tego niby światłego człowieka prymitywny ukraiński nacjonalizm. To ja zastanawiam się z kim ja obcuję? Oni nie myślą tak jak my, to są zupełnie inni ludzie. Chcą być z nami, ale nie zmieniają swojej mentalności.

Opowieści, nie tylko dotyczące książki „Z biegiem Bugu”, ale także odpowiedzi na pytania słuchaczy doprowadziły do postawienia tezy, że współcześni mieszkańcy ziem leżących za Bugiem, pomimo wykształcenia i wielu talentów, pomimo podjęcia pracy w Polsce, nie utożsamiają się z naszymi wartościami, wnętrza nie zmieniają i nadal pozostają ludźmi Wschodu.

- To wszystko o czym pan mówi, pisze, czy kręci filmy to dowód na to, jak Rewolucja Październikowa sprzed prawie stu lat wpłynęła na cztery pokolenia Rosjan i ludów, które później stanowiły cały zlepek Związku Radzieckiego – rekapitulowała Anna Rychter.

Ta pierwsza podróż Adama W. Kulika i Marka. A. Terleckiego odbyła się w roku 1988. Długo żyła w podróżnikach. Długo o niej rozmawiali i te dialogi znalazły swoje miejsce w książce „Z biegiem Bugu”. Autor przywołał też historię dotyczącą jego pobytu w Porycku, gdzie pochowany jest Tadeusz Czacki i gdzie miała miejsce masakra ok. 200 mieszkańców. 11 i 12 lipca 1943 r. oddziały UPA i OUN-B wyrżnęły całe rodziny, od półrocznego dziecka do siedemdziesięcioletniego dziadka. Tzw. „opiekunowie” odradzali mu tę wizytę, ale chciał sfilmować cmentarz gdzie jest pomnik i pochowani są bestialsko zamordowani Polacy. Chciał opowiedzieć, co tam naprawdę się zdarzyło.

Prezentację książki z cyklu „Nostalgia Wschodu” wzbogacił film, noszący ten sam tytuł co książka, który przeniósł nas do Chełma, w XIII w. rezydencji księcia halickiego Daniela, następnie do Włodzimierza Wołyńskiego, leżącego 12 km od koryta Bugu, jednego z najstarszych i najbardziej znacznych grodów ruskich. Złożyliśmy też wizytę w Lubomlu, gdzie po XVIII w. pałacu targowiczanina i zdrajcy Franciszka Ksawerego Branickiego zostały pokaleczone resztki. „Kto wie, może gdyby wraz z kolegami karmazynami nie przehandlował Rzeczypospolitej ta posiadłość i wiele innych znajdowałyby się w kwitnącym stanie. Wjechaliśmy w takie pasmo nadbużańskie, że II wojna światowa powraca ciągle jak w koszmarnym śnie. Sobiboru i dramatu tysięcy ludzi w żaden sposób nie mogliśmy pominąć. Dla niektórych był to ostatni przystanek w życiu.”

Trasa zawiodła nas do Włodawy, niegdyś jednego z Grodów Czerwieńskich, które w 981 r. książęta Rusi oderwali od państwa Mieszka I na ponad trzysta lat. Włodawa z racji swojego położenia od zawsze skupiała różne narodowości i religie. I całkiem sporo pozostało z tej mozaiki do dzisiaj. Tutaj także Bug tworzy malowniczą krainę Podlasia, podzieloną na dwie części, z niezwykłej urody lasami i malowniczymi jeziorami. Jeszcze krótki pobyt nad Jeziorem Białym, potem Szacki Park Narodowy, o statusie rezerwatu biosfery po drugiej stronie Bugu. Całość stanowi unikatowy kompleks Polesia. Wraz z kamerą zwiedziliśmy dworek polski w Romanowie, gdzie mieszkał Józef Ignacy Kraszewski. Wędrówkę z Adamem Kulikiem kończyliśmy w męskim klasztorze w Jabłecznej słuchając śpiewu chórów cerkiewnych i w Kodniu.

Ta filmowa wędrówka zaprezentowana przez „człowieka pogranicza” zadziwia i znakomicie zachęca do podróży… z biegiem Bugu.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

pge widz 07.12.2016 14:29
A cóż to Pani Teresa Madej wróciła do TVK? Czy działa na dwa fonty...?

Reklama
Reklama
Reklama